Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



IV.

Wierni postanowieniu udaliśmy się parowcem Societa Rubattino z Tunisu do Sfaksu, gdzie Turnerstick znalazł obfite żniwo. Sprzedał nie tylko resztę towarów, zostawionych pod opieką sternika, lecz jeszcze mógł przywieźć nowy ładunek. Był to człowiek zarówno sprytny w handlu, jak dzielny na morzu, a dzięki powodzeniom wpadł w różowy humor, odwiedzał ciągle znajomych, odbywał konferencye, a ze mną rozmawiał tylko wieczorami. Wobec tego ja postanowiłem w inny sposób skorzystać z wolnego czasu i zobaczyć poblizkie, bardzo zajmujące, wyspy Karkehna. Maltańczyk Mandi, najznaczniejszy handlowiec w całem mieście, u którego właśnie przebywaliśmy, oddał na moje usługi swoją barkę żaglową z kilku ludźmi do obsługi. Zabawiłem tam cztery dni i wróciłem dopiero piątego dnia wieczorem. Spędziwszy godzinę na naprawie nadwerężonego ubrania, poszedłem do Mandiego, aby mu podziękować. Tymczasem zapadł wieczór na dobre, a na niebie wychylił się księżyc. Służący, którego zapytałem o pana, oświadczył mi, że ten wyszedł właśnie do ogrodu. Wobec tego tam się udałem.
Należy wspomnieć, że Sfaks posiada bardzo piękne sady, ogrody warzywne i kwiatowe. Mieszka tu wielu Europejczyków, szczególnie Francuzów, Włochów i Maltańczyków, co towarzyskiemu życiu miasta nadaje charakteru francuskiego.
Ogród naszego gospodarza leżał samotnie, otoczony domem z jednej, a wysokim murem z trzech pozostałych stron. Rozglądając się za Mandim, miałem jeszcze