Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miałem rozkosznemu bębnowi zrobić tej przyjemności. Nie byłem już w haremie i mogłem tak samo, jak na dziedzińcu, oczekiwać powrotu Turnersticka i jego towarzysza. Usiadłem więc, a malec usadowił mi się na kolanach i z chwalebną gorliwością zajął się moją brodą.
— Jak się nazywasz? — spytał mnie.
— Nuzrani — odpowiedziałem — a ty?
— Asmar.
Imię to oznacza bruneta i odpowiadało wyglądowi chłopca. Wschodnie rysy jego twarzy i lekko przyciemniona cera przypominały mi słowa pisma świętego, opisujące późniejszego króla Dawida jako chłopca „czarnego i pięknego“.
— Tak mnie musisz nazywać! — dodał. — No, powtórz moje imię!
Spełniłem jego życzenie i podniosłem twarz jego do siebie, a on przesunął wargami po moim wąsie podobnie, jak się to czyni przy ostrzeniu brzytwy. W każdym razie miał to być pocałunek. Niestety nie doznałem całej jego rozkoszy, gdyż nagle usłyszałem głośny okrzyk niewieści, a kiedy spojrzałem przed siebie, zobaczyłem w drzwiach najbliższego, lecz nie haremowego, pokoju młodą i piękną kobietę. Stała z oczyma, zwróconemi na nas, a w jej wzroku odbijał się na poły strach, a na poły radosne zdziwienie. Twarz jej była odkryta, a zasłona zwisała z głowy. Nieznajoma stała jak osoba, która nie wie, czy ma uciec, czy też się zbliżyć. Nie zrobiwszy jednak ani jednego, ani drugiego, zarzuciła na twarz zasłonę, wskutek czego nie można już było rozpoznać jej rysów. Potem podniosła w górę wskazujący palec i rzekła:
— Asmarze, pomódl się!
Chłopak wymknął mi się, stanął na ziemi i złożywszy ręce, jął się modlić:
— Ia abana’ Iledsi fi’ s-semevati jata haddeso’ smoka...
Co za niespodzianka! Toż to był Ojcze nasz! Czyżby to była chrześcijanka? Kobieta widocznie wy-