Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nazajutrz rano zjawił się buchalter na pokładzie. Był to młody Maur o budzącej zaufanie postaci. Okazał się bardzo uprzejmym i skromnym i oświadczył, że szwagier wprawdzie nic nie wie o zamierzonem oglądnięciu domu, ponieważ wyjechał, ale w razie obecności byłby na nie pewnie zezwolił. To zapewnienie wypowiedział z takiem przekonaniem, że się uspokoiłem. Poszliśmy, ale ja oczywiście z rewolwerem.
Udaliśmy się ulicą, wychodzącą na plac Kasbah. Tam stał dom, którego ścianę od strony ulicy tworzył mur. Jedynym otworem w tej ścianie były drzwi. Buchalter zapukał, na skutek czego wpuścił nas zaraz murzyn do wnętrza, które nie różniło się od innych domów oryentalnych, już nieraz widzianych przezemnie.
Budynki takie składają się zawsze z otoczonego izbami lub innemi ubikacyami dziedzińca, na środku którego znajduje się studnia. Różnice polegają na mniejszej lub większej kosztowności urządzenia, na mniej lub więcej widocznem zaniedbaniu budynków, ale typ jest zawsze ten sam.
Tak było i tutaj. Wszystkie drzwi czworobocznego budynku otwierały się do dziedzińca, a w studni była woda, co trafia się bardzo rzadko, ponieważ wodotryski z jakiegoś powodu najczęściej nie działają. Umeblowanie izb stanowiły dywany i poduszki do siedzenia; więcej mieszkaniec Wschodu nie wymaga. Ponieważ można było przejść dookoła z jednego pokoju do drugiego, przeto łatwo było również dostać się do mieszkania żony. Ale jej znowu wystarczało wyjść zawsze następnemi drzwiami, aby nam przez całą drogę znikać z oczu. Na górze znajdowało się tylko kilka izb dla służby.
Szliśmy tak więc z izby do izby i wstąpiliśmy wreszcie do haremu. Tutaj również nic znaczniejszego nie zauważyliśmy oprócz dywanu, tapczana i kilku poduszek. Izby były podobne do siebie, a różnica zaznaczała się tylko w barwach. Z ostatniej izby haremowej dostaliśmy się znowu do pokoju, od którego zaczę-