Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się na spoczynek. Przedtem jednak usiedliśmy z Emerym, żeby sobie opowiedzieć nawzajem, cośmy przeżyli od czasu rozstania się, i ułożyć plan postępowania na jutro.
On chciał natychmiast puścić się w pogoń za gum, ja zaś radziłem, żeby podążyć do Bab-el-Ghud, a stamtąd do el kasr, gdzie niewątpliwie także rozbójnicy się udali. Emery zgodził się na to w końcu, ponieważ jemu tak samo jak mnie zależało na tem, żeby Renaldowi przyjść jak najrychlej z pomocą. Członków karawany, którzy natychmiast ograbili zabitych zbójów, opanował dzięki zwycięstwu odważny i stanowczy nastrój, to też gotowi byli pójść z nami.
Czas do rana minął bez żadnego wypadku, potem zaś ruszyliśmy w drogę.
Zdarza się nieraz, że wielbłąd stanie na miejscu, nie nastręczającem nic ciekawego do widzenia i nie można go stamtąd ruszyć. Gdy wówczas jeździec zsiędzie, aby rzecz zbadać, znajdzie zawsze wilgotny piasek, tem wilgotniejszy, im dalej kopie, dopóki w głębi kilku stóp nie natrafi na wodę. Dziki Tuareg zataja takie studnie skrupulatnie. Nakrywa wodę skórą, zasypuje potem troskliwie piaskiem, wskutek czego miejsca takiego nie podobna odróżnić od otoczenia. Takie tajemne źródło umożliwia mu utrzymanie się w ukryciu przez dowolny czas wyprawy, z której zawsze do niego powraca.
My znaleźliśmy także taką studnię. Zwierzęta orzeźwiły się wodą, a ponieważ nadto na zdobyte poprzedniego dnia wielbłądy przełożyliśmy część ciężarów, przeto jechaliśmy teraz tak szybko, jak sobie tego życzyliśmy i dostaliśmy się do Bab-el-Ghud wkrótce po nastaniu nocy.
Już od pewnego czasu ławice wikłały się coraz bardziej, a wielbłądy musiały niemal do kolan brodzie w gorącym piasku, tu zaś pod Bab-el-Ghud natrafiliśmy na chaos skał i piasku, którego niebezpieczność wzmagała się jeszcze w ciemnościach nocnych. Od zachodu uderzały wysokie fale o skały Seriru, zatrzymując się