Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Rzeczywiście? — spytał inny głos także mi znany, choć narazie nie umiałbym powiedzieć, kim był mówiący.
— Tak, rzeczywiście. On sam wprawdzie bynajmniej tego o sobie nie twierdzi, wiele jednak wskazówek zdaje się moje przypuszczenie potwierdzać.
Zkolei nastąpiło opowiadanie o wczorajszej przygodzie, którą koniuszy chciał dowieść, że jestem człowiekiem nieustraszonym i nie tracę przytomności umysłu i zimnej krwi. Opowiedział również o tem, co w ostatnich czasach przeżyłem w Kairze i w Gizeh, a nakoniec zauważył:
— Nie dowiedziałem się o tem od niego samego; opowiadał to długi Selim. Udawał wprawdzie, że to on był bohaterem tych wypadków, lecz wszyscy wiemy, że to tchórzliwy samochwał. Nie Selimowi, tylko effendiemu należy się w tym wypadku chwała. Teraz przyznasz chyba, że to człowiek, który nie boi się nikogo?
— Wierzę. Wszak zwiedził ze mną jaskinię, podczas gdy tamci zostali wtyle.
Teraz wyjaśniło mi się oczywiście, z kim rozmawiał koniuszy; był to nasz

6