Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czajów Indjan. Wódz Miksteków rzekł jeszcze raz spokojnym głosem:
— Odpowiadaj!
— Nic nie powiem.
— Więc giń! Milczenie jest udziałem zmarłych.
Po tych słowach Bawole Czoło szybkim ruchem przebił serce jeńca. Przebity nie jęknąwszy nawet, wyzionął ducha.
— Tak samo jak on, umrą oni wszyscy! — rzekł chłodno Bawole Czoło.
Przyłożył teraz nóż do piersi drugiego i zapytał:
— Czy będziesz również milczał, czy też powiesz, gdzie ukryliście jeńców?
Zapytany namyślał się przez chwilę; nie miał ochoty ginąć od noża, a przecież nie chciał zdradzić towarzyszy. Ta chwila namysłu przesądziła o jego losie. Za długa wydała się wodzowi Miksteków, więc zatopił nóż w sercu Meksykania. Teraz przyłożył zkolei bowie do piersi trzeciego.
— Mów, psie, gdzie są jeńcy?
— Powiem! — rzekł pośpiesznie zapytany. — Zamknięto. ich w starej świątyni.
— Gdzie stoi ta świątynia?
— W stanie Chihuahua, wpobliżu hacjendy Verdoji.
— Określ mi ją bliżej.
— To stara piramida meksykańska na północ od hacjendy, porosła krzewami.
— Jak się wchodzi do wnętrza?
— Tego nie wiem. Przybyliśmy nocą, Zostałem na

81