Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nareszcie! — rzekł stłumionym głosem. — Za długo się guzdracie. Czy ci oboje żyją jeszcze?
— Żyją.
— Macie klucze?
— Oto są.
— Dobrze. Czy wiecie, gdzie szukać drzwi od piwnicy?
— Tuż pod naszym bokiem, obok schodów.
— Wsadźcie tych dwoje na konie i wywieźcie za miasto. Przyślijcie mi tutaj pozostałych. Czekają tam, w kącie podwórza. Gdyby was kto ujrzał lub schwytał, jesteście zgubieni.
Indjanie, niosący jeńców odeszli; po kilku chwilach podkradły się inne postacie, w liczbie około trzydziestu; weszły do mieszkania i zaryglowały za sobą drzwi od wewnątrz, by im nikt nie mógł przeszkodzić.
Pantera zaczął szukać miejsca, które mu wskazano, i znalazł wreszcie drzwi. Namacawszy na ich płycie żelaznej otwór do klucza, Alvarez dobrał klucz odpowiedni, bez hałasu obrócił go w zamku, i rzekł cicho:
— Drzwi otwarte. Chodźcie za mną po schodach. Niech dwaj ostatni wyciągną klucz, niech zamkną drzwi za sobą i zostaną na najwyższym stopniu schodów, jako warta. Światło zapalimy dopiero na dole.
Tak też się stało. Gdy już wszyscy z wyjątkiem dwóch wartowników znaleźli się w spiżarni, zapalono kilka małych latarek. Teraz można było od biedy się rozejrzeć.
Na prawej ścianie piwnicy mieściły się drzwi. Pantera zbadał zamek, dobrał łatwo klucz. Znaleźli się teraz w zasobnej piwniczce; stały tu rzędem beczki,

182