Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zalała się łzami. Ale wyciskała je raczej rozpacz, aniżeli nadzieja. Nagle — — od potężnego huku zatrzęsła się ziemia i mury. Gdy wślad za tem doleciał ich głuchy trzask, marynarz skoczył z miejsca i zawołał:
— Hura! Hura! Sternau jest tutaj bezwątpienia! To była detonacja; od niej załamała się ściana. Jesteśmy uratowani, uratowani!
Emma chciała wstać również, ale ugięły się pod nią kolana.
— Czy to możliwe? — szepnęła.
— Zdaje się, że sennor Unger ma rację, — rzekł Mariano. — A pani jak sądzi, sennorita Karja?
Karja zwolna otworzyła zamknięte oczy i rzekła:
— To Sternau; byłam pewna, że przyjdzie.
Emma przyjaciółkę objęła za szyję, ucałowała ją i zawołała:
— Dzięki Ci, Boże! Nigdy nie zapomnę, ile mi okazałeś miłości i łaski!
Przeszła długa chwila. Siedzieli w korytarzu, nasłuchując.
— Może podejdziemy do przednich drzwi? — zapytał kapitan.
— Dobrze. Wtedy będziemy lepiej słyszeć, co się dzieje, — rzekł Mariano.
Emma oparła się o jego ramię; podeszli do drzwi, które nie chciały ustąpić pod ich sztyletami. Usiedli na wilgotnej ziemi i nasłuchiwali. Zdaleka rozlegał się ustawicznie głuchy dźwięk przesuwanych i trącanych przedmiotów.
— Wie pani, co to za hałas? — spytał Unger. — Usu-

106