Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Osman Pasza.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dwie się oddalił, rozległy się strzały i opadła nas chmara Beduinów. Widzieliśmy, jak dwaj przybysze, to znaczy europejczyk i Haddedihn wyciągnęli noże i zarżnęli dwóch pielgrzymów. Wtedy poznaliśmy ich, czem prędzej zawróciliśmy nasze konie i uciekli Udało nam się ujść cało, bo kule wysłane za nami, nie dosięgły nas. Po krótkim czasie, spotkaliśmy def’a, który wrócił na odgłos strzałów. Opowiedzieliśmy mu o napaści, namówił więc nas do powrotu na miejsce napadu. — Może uda się uratować komuś życie! Gdyśmy tam podjechali i rozejrzeli się ostrożnie, zobaczyliśmy ognisko, przy którem obaj przywódcy dzielili łup dla siebie i Beduinów. Skończywszy tę pracę, odjechali, zabierając ze sobą zwłoki Piszkhidmet Baszi, aby je wrzucić do wody. My jednak, po ich odjeździe, zbliżyliśmy się do ogniska, żeby zbadać rozrzucone ciała; były to już tylko trupy, nie rozstrzelone, lecz zakłute! Byliśmy przerażeni! Jednakże gość namiestnika był odważnym człowiekiem: postanowił podążyć za dwoma przywódcami, aby wytropić ich kryjówkę i złapać ich przy pomocy tutejszego wojska. Nas wysłał zpowrotem do Hilleh, polecając natychmiast zawiadomić namiestnika, nawet wśród nocy...
Urwał, a generał zapytał;
— Czy skończyłeś?
— Tak.

17