Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  209  —

na okrzyk: hands up! Biada temu, ktoby nie usłuchał wezwania, bo zastrzelonoby go natychmiast! Podczas napadu jeden z rozbójników trzyma w szachu wszystkich podróżnych, a inni przeszukują bezwzględnie kieszenie podróżnych. Napadnięci muszą stać spokojnie, dopóki ostatnia kieszeń nie zostanie wypróżniona. Nawet odważny człowiek woli w takim wypadku podnieść ręce, aniżeli chwycić za broń, gdyż zanimby jej użył, już w jego głowie tkwiłaby kula napastnika. Na Zachodzie każdy wie, co znaczy „hands up!“ i ile nieszczęścia może przynieść opornym. Nic też dziwnego, że zaledwie powtórzyłem ten rozkaz trampom, podniosły się wszystkie ręce w górę.
— Jestem z was zadowolony, panowie! — mówiłem dalej. — Stójcie tak dalej, bo ktoby spuścił jedną tylko rękę, zanim uporamy się ze wszystkimi, ten upadnie w trawę, ale nieżywy. Wiecie, ile strzałów daje mój sztuciec, że na każdego z was wypada więcej niż po kuli. Dick Hammerdull i Pitt Holbers powiążą was, a wy nie próbujcie się bronić. Dicku, Picie zaczynajcie!
Była to sytuacya bardzo poważna, lecz nas bawił ten osobliwy widok ludzi, stojących jakby na wolnych ćwiczeniach, albo w towarzyskiej zabawie, z rękami, wzniesionemi do góry, i czekających bez oporu, dopóki nie zostaną skrępowani i poukładani na trawie. Rozumie się, że przydały nam się bardzo rzemienie, przyniesione przez Kolmę Puszi.
Gdy ostatniego trampa położono na ziemi, opuściliśmy strzelby. Nasz wybawca odszedł z Szako Mattą, ażeby przynieść strażnika od koni. Gdy się to stało, wyjęliśmy Old Wabble’owi i dozorcy przy ognisku kneble z ust, gdyż i temu drugiemu musieliśmy zamknąć usta dla bezpieczeństwa.
Teraz my byliśmy panami położenia. Trampi, zupełnie przygnębieni, nie powiedzieli ani słowa. Old Wabble tylko klął od czasu do czasu. Ażeby mieć więcej miejsca, zsunęliśmy jeńców razem i dokoła