Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  235  —

na obóz, gdyż znaliśmy tę okolicę z czasów dawniejszych. Choć spędziłem tu wówczas z Winnetou dwie noce, bylibyśmy jednak dla bezpieczeństwa zbadali dokładnie to miejsce, gdyby nie było na to za ciemno. Z konieczności zaniechaliśmy tego z obojętnością poniekąd, gdyż wtedy już nie znaleźliśmy ani śladu stopy ludzkiej, a teraz również tak mało był znany bieg Squirrel-Creek, że nie przypuszczaliśmy dziś, żeby tu właśnie przebywała jakaś wroga nam istota.
Creek tworzył krótki i wązki łuk, zamykając otoczoną dokoła skałami polanę, na której roznieciliśmy zwyczajem Indyan raczej żarzące się, niż płonące ognisko. Brzeg przeciwległy pokrywały gęste krzaki, które dalej gubiły się na preryi. Jedzenia mieliśmy dość, ponieważ zabraliśmy nietylko swoją żywność, lecz także zapasy trampów, żeby się dłużej na temsamem miejscu musieli zatrzymać dla polowania.
W czasie wieczerzy roześmiał się nagle Hammerdull i rzekł:
— Panowie! Przyszła mi do głowy doskonała myśl!
— Tobie? — zapytał Holbers. — To rzadki wypadek!
— Znowu wtykasz niepotrzebnie swoje trzy grosze! Gdyby dobre myśli były u mnie taką rzadkością, jak ty twierdzisz, to tybyś właśnie pierwszy na tem najgorzej wyszedł!
— Nie rozumiem ciebie!
— Przecież każdyby cię wyśmiał za to, że ty, uosobienie rozsądku i przebiegłości, jeździsz z tak głupim człowiekiem!
— Czynię to z litości dla ciebie. Twoje więc towarzystwo nie może zaszkodzić mej sławie.
— Rzecz się ma przeciwnie. Ja jestem przejęty litością dla ciebie! Jeśli tego nie uznasz, to cię porzucę!
— To mnie nie przestrasza, bo wiem, że wróciłbyś do mnie! Ale powiedz wreszcie, stary Dicku, na jaką to myśl się zdobyłeś?