Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  224  —

bez odpowiedzi, dopóki nie przypomniałem sobie opowiadania Szako Matty, wedle którego Tibo taka, przybywszy do Osagów, nosił rękę na temblaku. Idąc śladem tego kojarzenia pojęć, zapytałem:
— Frak poczerwieniał?
— Poczerwieniał — rzekła, drgnąwszy ponownie.
— Od wina?
— Od krwi.
— Od twojej krwi?
— Krwi Tibo taka.
— Czy go przebito nożem?
— Nie.
— Przestrzelono kulą?
— Tak.
— Kto to uczynił?
— Wawa Derrik. Och! Krew! Dużo, bardzo dużo krwi!
Popadła w jeszcze większe rozdrażnienie i odbiegła, a właściwie uciekła ode mnie, wobec czego musiałem wyrzec się dalszych odpowiedzi.
Teraz byłem już przekonany, że w dniu jej ślubu zdarzyło się nieszczęście, które pozbawiło ją rozumu. Nowożeńcem był Thibaut, zbrodniarz. Czy zdemaskowano go w tym dniu, a brat jej go postrzelił? Czyżby Thibaut zamordował potem jej brata z tego powodu? Czułem głęboką litość dla nieszczęśliwej, której szaleństwo było widocznie nieuleczalne, zwłaszcza że dzień ów mógł upłynąć przed trzydziestu laty. Jej słowa o fraku pozwalały domyślać się, że wesele, chociaż panna młoda należała do rasy czerwonej, odbyło się, czy też miało dojść do skutku w porządnem towarzystwie. Zresztą była ona chrześcijanką, siostrą słynnego czerwonego kaznodziei, a ta okoliczność świadczyła, że towarzystwo istotnie mogło być dobrane.
Siostra jej, Tehua, zapewne także dobrze wyszła za mąż. Może obłąkana poznała u siostry późniejszego swego narzeczonego? Żałowałem, że nie mogłem dziś niczego więcej od niej się dowiedzieć!