Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  403  —

— Tak szczęśliwa, jak kwiat na preryi, kiedy słońce zcałowuje zeń rosę. Była ulubienicą swojego szczepu.
— A kto zabrał jej szczęście i duszę?
— Thibaut, który tam przywiązany jest do drzewa.
— To nieprawda! — zawołał wymieniony, bo słyszał oczywiście każde słowo. — Nie ja przyprawiłem ją o obłąkanie, lecz wasz brat, kiedy przerwał nasze zaślubiny. Jemu czyńcie zarzuty, a nie mnie!
Na to podniósł się Szako Matto, stanął przed nim i powiedział:
— Śmiesz jeszcze przeczyć, psie! Nie wiem, jak blade twarze czują i jak się miłują, ale to pewna, że gdybyś był nigdy nie spotkał tej skwawy, byłaby nie utraciła ducha i szczęścia, którem się cieszyła. Żal budzi we mnie jej oko, a twarz jej ból mi sprawia. Ona nie może ciebie oskarżyć, ani zażądać od ciebie rachunku, ale ja to za nią uczynię. Czy przyznajesz się, że oszukałeś nas wówczas, kiedy przyjęliśmy cię jako gościa?
— Nie!
— Czy zamordowałeś naszych wojowników?
— Nie!
— Uff! Usłyszysz moją odpowiedź na te zaprzeczenia.
Osaga przystąpił do nas i zapytał:
— Dlaczego bracia moi chcą tego człowieka zabrać z sobą do Devils-head? Czy go tam potrzebują?
— Nie — odparł Winnetou.
— Czy potrzebujecie go do czego innego?
— Nie.
— To posłuchajcie, co wam Szako Matto przedłoży! Jechałem z wami aż tutaj, by pomścić krzywdy, wyrządzone nam wówczas. Pojmaliśmy Tibo taka i pochwycimy jeszcze generała. Dotąd milczałem na wszystko.Teraz wiem, że generała nie dostanę, gdyż większe prawo do zemsty mają wobec niego drudzy, aniżeli ja, ale za to muszę wziąć sobie Tibo taka. Nie zabiję go tak, jak się zabija psa! Widziałem, jak wy postępujecie i jak nawet temu, który na śmierć zasługuje, dajecie