Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  331  —

— Wolności!
— Nie mogę jej dać!
Pshaw! Old Shatterhandowi wystarczy dotknąć cyngla, a będziesz trupem. Właściwie jestem już wolny, bo któż mię zatrzyma? Pytam się ciebie o to tylko dlatego, ażeby ci dać sposobność okazania dobrej woli. Powiedz zatem: czy jestem wolny?
— Jak mogę puścić cię wolno? Wszak ty zabiłeś nam dwu wojowników!
Na to rzekł Winnetou:
— Wódz Utajów nie zdaje sobie widocznie sprawy z tego, kto tu ma rozkazywać, a kto słuchać. Co to za rzemienie widzę u stóp mego brata Surehanda?
— Byłem niemi do dziś skrępowany — odpowiedział wymieniony.
— Zwiąż nimi Tusaga Sariczowi nogi i ręce!
Wódz chciał zerwać się z ziemi, lecz ja trzasnąłem kurkiem, nieodwiedzionym dotychczas.
— Stój! Cicho! — upomniał go Winnetou. — Jeszcze jeden ruch taki, a kula przeszyje twe czoło! Posłuchajcie mnie teraz wszyscy mężowie Utajów! Ze słów, które teraz padną, nie cofniemy ani jednego! Dziś jesteście naszymi jeńcami, a jutro otrzymacie napowrót broń i wolność i będziecie mogli pójść, dokąd zechcecie. Kto się na to nie zgadza, niechaj podniesie rękę, ale kto to uczyni, dostanie natychmiast kulą w łeb!
Oczywiście żaden nie podniósł ręki.
— Schwytaliście, skrępowaliście i włóczyliście z sobą naszego brata Old Surehanda. Zostawiliście mu wybór między śmiercią a walką z niedźwiedziami i to musicie odpokutować. Zadajemy wam łagodną pokutę: będziecie zato przez jedną noc jeńcami. Jutro rano będziecie znów wolni. Kto na to przystanie, postąpi rozsądnie, kto dobroć naszą odepchnie, przypłaci to życiem. Howgh!
Nie padło ani jedno słowo sprzeciwu, dlatego rzekłem: