Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  23  —

— Old Wabble mówi o jakimś generale. Czemu urywa swoją mowę tak prędko?
— Bo toby do niczego nie doprowadziło: Są ludzie, których imienia lepiej nie przepuszczać przez usta. Mam jednak nadzieję, że on wpadnie mi jeszcze w ręce przed moją śmiercią. Wtenczas dostanie dziesięć razy więcej batów, aniżeli w Helmers Home, gdzie w bezgranicznej swej nikczemności zdradził, że ja... pshaw! Dziś jeszcze tak mnie to gryzie, jak gdyby wczoraj się to stało. Ale naco tracić tyle słów? Musimy jeszcze wiele ważniejszych rzeczy omówić. Wódz Osagów zatem gotów jest pojechać po dwudziestu wojowników? To nie wystarczy. Potrzeba przynajmniej pięćdziesięciu; th’ is clear.
Szako Matto mówił przedtem tylko o dwudziestu, ażeby się nie narazić na podejrzenie, że się boi, teraz jednak zgodził się szybko:
— Old Wabble wie z pewnością, co mówi. Skoro sądzi, że nie obejdzie się bez pięćdziesięciu wojowników, to niech się stanie podług jego woli. Pośpieszę zaraz po nich.
— A ja mam zostać tutaj, dopóki nie wrócisz?
— Tak.
— Czy nie byłoby lepiej, żebym z tobą pojechał?
— Nie. Ty musisz tu zostać, ażeby przyjąć swoich ludzi. Oni nie znają dobrze miejsca, w którem się znajdujesz, dlatego trzeba rozniecić tutaj wielkie ognisko, żeby daleko świeciło.
— Tego uczynić nie wolno, bo zobaczyliby je Winnetou i Old Shatterhand, gdyby nadeszli...
Nie dokończył już, gdyż w tej chwili chwycił go Winnetou obiema rękami za gardło. Szako Matto przystąpił był właśnie do swego konia, ażeby go odwiązać. Gdy Apacz wziął na siebie Old Wabble’a, ja pomknąłem za Osagą, podniosłem się za jego plecyma, chwyciłem go lewą ręką za kark, a prawą uderzyłem go swoim sposobem, a on skurczył się i runął na ziemię. Wtedy ja zaniosłem go na miejsce, na którem przedtem