Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  22  —

drodze bawołów. Miejsce to leży tak daleko od rzek, któremi lubią podróżować blade twarze, iż wszyscy moi wojownicy mogą się tam zejść, nie narażając się na to, żeby ich jaki biały zobaczył. Blade twarze mogą wprawdzie wiedzieć, że wykopaliśmy topory wojenne, lecz nie domyślą się, skąd grozi im napad.
— Ja nie wiem, gdzie leży Wara-tu. Jak długo trzeba tam jechać na koniu?
— Mój koń wypoczął, a to najlepszy biegun Osagów. Mogę tam być na długo przed świtem, a koło południa przyprowadzić ci tylu wojowników, ilu potrzeba do schwytania czterech białych i Apacza.
— Ilu ich będzie?
— Dwudziestu wystarczy.
— Niech ci się tak nie zdaje. Zadanie nasze byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby Old Shatterhand nie miał tego przeklętego sztućca, który wy uważacie za strzelbę czarodziejską. Wprawdzie niema mowy o jakichś czarach, ale sztuciec ten w ręku swego właściciela przedstawia wartość przynajmniej dwudziestu ludzi, albo trzydziestu strzelb w ręku zwykłych westmanów. Powiem ci, że raz ukradłem Old Shatterhandowi ten sztuciec, lecz nie udało mi się wystrzelić z niego. Ma on konstrukcyę tak tajemniczą, że daremnie łamałem sobie nad tem głowę. Nie zdołałem poruszyć żadnej sprężyny, ani śruby.
— Uff, uff! Ukradłeś mu tę strzelbę i nie zatrzymałeś jej?
— Słusznie się dziwisz temu, że mię zmuszono do jej oddania, ale to było zupełnie tak, jakby wszyscy dyabli sprzysięgli się przeciwko mnie. Powinienem był połamać i rozbić tę strzelbę, ale generał mi przeszkodził. Ten łajdak chciał zachować strzelbę dla siebie i nie pozwolił, żebym...
Utknął w połowie zdania, gdyż przyszło mu na myśl, że lepiej byłoby milczeć o tej sprawie, która się tak źle dla niego skończyła. Wódz Osagów zapytał: