Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  20  —

— Teraz już wiesz — mówił, kończąc opowiadanie — dlaczego nie mogłem stawić się tu na czas. Musiałem wybadać wszystko, co dotyczy tych pięciu drabów i obmyśleć środki, któreby nam ułatwiły połów. Kowboye w farmie nie wiedzieli, na jakiej ja stopie pozostaję z Winnetou i Old Shatterhandem. Jeden z nich zapytał w farmie, po co oni przybyli nad Republikan-River i podzielił się tą wiadomością z drugimi. Ja podsłuchałem pasterzy, a potem, gdy się ściemniło, podszedłem pod okno. Oni siedzieli z Fennerem w izbie, opowiadając różne przygody ze swego życia. Tu i ówdzie padła uwaga o ich obecnych zamiarach. Udają się do Colorado, dokąd przed nimi pojechał inny biały, również nieubłagany wróg Indyan. Z nim mają się spotkać, nie pamiętam już gdzie, bo dobrze nie dosłyszałem, a potem napadną na gromadę bladych twarzy...
— O którym białym mówisz? — przerwał staremu wódz Osagów.
— Nazywają go zwykle Old Surehand.
— Old Surehand? Uff! Tego psa ścigaliśmy raz bezskutecznie przez trzy dni. On zastrzelił nam wtedy dwu wojowników i kilka koni, a od tego czasu nie pokazuje się w naszych stronach widocznie z obawy przed naszą zemstą.
— Znowu się mylisz. On był przed kilku dniami w farmie Fennera, a ponieważ stamtąd podążył do Colorado, przeto musiał przejeżdżać przez wasz kraj. Z tego wynikałoby, że się was nie boi.
— Zapewne otrzymał od złego ducha dar robienia się niewidzialnym! Za to, jeśli nie pójdzie przez wielkie góry, napewno wpadnie nam w ręce w drodze powrotnej. Niewątpliwie ze strachu przed nami jechał tylko nocą, gdyż w przeciwnym razie bylibyśmy go widzieli.
— Nawet gdyby tak było, bylibyście zobaczyli jego ślady w dzień. Strachu ten hultaj nie zna. Jak mało zresztą ludzie was się boją, możecie wnosić z tego, że