Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  146  —

się chyba nie zdarzyło! Nie wiesz nawet, w których to stronach?
— To wiem. Bonanca leży nad Squirrel-Creekiem. Jadąc raz z Old Shatterhandem ponad wodą, zauważyłem, że na brzegu pod mchami coś błyszczy. Gdyśmy zsiedli z koni i zbadali grunt, pokazało się, że woda naniosła tam dużo złota. Były tam małe nuggety i większe kawałki.
— Jak wielkie? — zapytał Cox, a wszyscy jęli nadsłuchiwać nabożnie.
— Niektóre sięgały wielkości ziemniaka.
— Do kroćset! Toż tam leżą miliony! I wy je zostawiliście?
— A poco mieliśmy je zabierać?
— Czy słyszeliście coś podobnego, towarzysze? Ci ludzie znaleźli olbrzymią bonancę i nie wiedzieli, czy mają sobie złoto zabrać! I to jest Winnetou, słynny, wielki mądrala!
Pomruk zdumienia towarzyszył słowom Coxa. Nikt nie podał w wątpliwość prawdziwości słów Apacza, bo on znany był wszędzie jako przyjaciel prawdy. Ja byłem pewien, że on i teraz nie dopuścił się kłamstwa. Zapewne znał bardzo obfitą bonancę, jednak nie nad Squirrel-Creekiem, lecz zupełnie gdzieindziej.
— Czemu biały mąż tak bardzo się dziwi? — zapytat Winnetou. — Wszędzie znajdują się pokłady, z których wódz Apaczów z Old Shatterhandem mogą sobie wziąć złota. Ilekroć go też potrzebują, udają się na miejsce, do którego im w danym czasie najbliżej. Teraz właśnie jechaliśmy po złoto.
— Domyśliliśmy się, że dążyliście w góry w tym, albo podobnym celu. Ale jak to pogodzić? Mówiłeś przecież, że już nie wiesz, gdzie leży bonanca!
— Ja rzeczywiście zapomniałem, ale brat Shatterhand zapamiętał sobie dobrze to miejsce.
Teraz się pokazało, do czego zmierzał Winnetou. Ponieważ zdaniem jego tylko ja znałem położenie bonancy, przeto napastnicy musieli mnie zachować przy