Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  114  —

Tylko ten, kto ma właściwą samowiedzę i uważa na siebie, potrafi rozróżnić, czy myśl jaką poddał mu ktoś drugi, czy też pochodzi ona z jego własnej głowy, czy jakieś uczucie lub postanowienie powstało w nim samym, czy też zewnątrz jego duchowego ja. Lecz czy wielu ludzi zna samych siebie?
Ileż to razy zdarzało się, że postanowiłem silnie i niezłomnie dokonać jakiegoś określonego czynu, a potem zaniechałem go bez widocznego, we mnie leżącego powodu. A przeciwnie, jak często czyniłem coś takiego, co nawet w części nie pochodziło z mej woli. Działał tu wpływ z poza mej istoty, a zawsze z najlepszym skutkiem. Ileż to razy zdziwiony stałem wobec spowodowanego przez siebie zdarzenia, ile razy po osiągnięciu założonego celu musiałem sobie powiedzieć: — Tego nie zrobiłem ja, lecz Bóg. — Jak często obca mi całkiem idea przerywała bieg moich myśli, zwracając je w niespodzianym dla mnie kierunku. Ilekroć ostrzegało mnie przed ludźmi, którzy mnie wydawali się przyjaznymi i przed wypadkami, których sobie poprostu życzyłem, jakieś duchowe tchnienie, które okazywało się aż nadto uzasadnionem, gdy go posłuchałem. Ileż to razy przeczuwałem i przeżywałem naprzód sytuacye, które wedle obliczeń ludzkich mogły nawet nigdy nie zajść w mojem życiu, a jednak, gdy wystąpiły w myśl tego obrazu duszy, ze zdziwieniem i z wdzięcznością musiałem uznać, że celem tego przeczucia było moje dobro i zbawienie.
Jakaż to oddzielona od mej indywidualności inteligencya, jaka moc, leżąca poza mną, mogła tak mną władać, ostrzegać mnie i karać wyrzutami sumienia, ilekroć byłem nieuważny lub nieposłuszny? Nie był to instynkt, ani przypadek, lecz anioł boży, dodany mi przez Pana Zastępów, jako przewodnik, ostrzegacz i doradca.
A zatem mój duch opiekuńczy ocalił mnie u Harboura tak samo, jak w farmie Fennera. Świadkowie