Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  89  —

sprawiłem, że odgadnie moją wolę i zaniecha dalszych kroków nieprzyjacielskich. Czy Old Shatterhand uwierzy moim słowom?
— Wystawimy cię na próbę, gdyż wróg nie zmienia się tak prędko w przyjaciela.
— Posłuchajcie, co wam jeszcze powiem! Gdybym teraz odzyskał wolność, nie opuściłbym was.
— Uff! — zawołał Winnetou.
— Wódz Apaczów może się dziwić, ale jest tak, jak powiedziałem. Pojechałbym rzeczywiście dalej.
— Dlaczego? — zapytałem.
— Chodzi mi o Tibo taka.
— Tak? Ta przyczyna wydaje mi się niejasną.
— Bo Old Shatterhand przypuszcza, że wczoraj uszła mej uwagi rzecz dla mnie nadzwyczaj doniosła.
— O czem wódz Osagów mówi?
— Powiedziano, że Tibo taka jest guślarzem Komanczów Naini. Ja milczałem, ale długo nad tem myślałem. Dziś postanowiłem pojechać z wami, gdybyście mię nawet uwolnili, ponieważ chcę zdobyć sobie przyjaźń wodza Komanczów, Apanaczki.
— Na co?
— Gdy on zostanie moim przyjacielem, dopomoże mi pochwycić guślarza Nainich.
Na to podniósł Apanaczka rękę, jakby do przysięgi i oświadczył:
— Nigdy tego nie uczynię, nigdy!
Ja wyciągnąłem doń rękę i zawołałem tym samym tonem:
— Uczynisz to!
— Nigdy! — stwierdził ponownie.
— Uczynisz to nawet bardzo chętnie — zauważyłem ja stanowczo.
— Wolę umrzeć! Wprawdzie nienawidzę go, ale zawsze to ojciec.
— Nie jest nim.
— Żona jego jest moją matką!
— Ona również nie jest jego żoną!