Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  492  —

— Nonsens! Mówiłem o naszych głowach, a nie tylko o mojej.
— Postąpiłeś bardzo niesłusznie. Jak mogłeś mówić o głowie, nie należącej do ciebie, lecz do mnie? Ja nie pozwalam sobie nigdy mówić o twojej głowie, że jest głupia, bo ty sam już to twierdzisz, a wiesz to chyba lepiej ode mnie, kochany Dicku.
— Czy jestem kochanym Dickiem, czy nie, to wszystko jedno, ale skoro mię obrażasz, to nie będę nim już długo. Powiedzcie teraz, mr. Shatterhand, czy my dwaj mamy jeszcze dzisiaj co do czynienia?
— Nie znajduję dziś dla was roboty. Przyjdźcie jutro z końmi tam, gdzie parowiec ląduje. To wszystko, co wam chciałem powiedzieć. Ale, byłbym zapomniał o rzeczy najważniejszej! Okradziono was, brak więc wam pieniędzy.
— Chcecie nam pożyczyć, sir?
— Owszem.
— Dziękuję! My wam także pożyczymy, jeśli będziecie potrzebowali. Dam wam nawet teraz ten cały worek do rozporządzenia, jeśli będziecie tak dobrzy i przyjmiecie go ode mnie.
Przy tych słowach wyciągnął duży skórzany, całkiem pełny worek i rzucił go na stół, że zadźwięczało. Worek zawierał pewnie samo złoto.
— Gdybym go przyjął, wy zostalibyście bez grosza — odrzekłem.
— To nic strasznego, bo Holbers ma taki sam wielki i pełny worek. Byliśmy na tyle mądrzy, że do portfelu włożyliśmy tylko papiery. Kilka tysięcy dolarów kazaliśmy sobie zmienić na złotówki i schowaliśmy w tych workach. Możemy więc opędzić wszystkie nasze wydatki. No, teraz trzeba iść spać, bo stąd aż do Kanzas-City będziemy spali niewiele. Wiadomo, że na parowcu niepodobna oka zmrużyć.
— Jeśli chcecie już spać, to idźcie. Na razie omówiliśmy wszystko.