Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  482  —

Kiedy usiedliśmy do stołu bez świadków, rzekłem im wprost:
— Moi panowie, ja znam złodzieja. Wprowadziłem was tutaj po to, ażeby go wymienić. W tamtej izbie nie chciałem wymówić jego nazwiska, bo mógł w niej znajdować się ktoś, ktoby go ostrzegł.
— Znacie złodzieja, mr. Shatterhand? — zapytał uradowany Hammerdull. — O, teraz jestem spokojny o pieniądze! Pochwycimy tego draba! Skoro Old Schatterhand jest na jego tropie, to nie może nam umknąć!
— Jesteście rzeczywiście nadzwyczajnym człowiekiem, mr. Shatterhand! — rzekł Treskow.
— Przesadzacie! To czysty przypadek, że go widziałem.
— Widzieliście go nawet?
— Tak. Zmienił był wtedy jeden czek na pieniądze. Kwota opiewała na pięć tysięcy dolarów.
— Co? Już pięć tysięcy dolarów! — rozgniewał się Hammerdull. — Niech go kaczka kopnie, jeśli przeputa tę sumę, zanim go pochwycimy! Jak się nazywa ten człowiek?
— Z pewnością przybiera rozmaite nazwiska. Ja poznałem go pod nazwiskiem Douglasa.
— Douglas? Pośród naszych znajomych niema nikogo nazwiskiem Douglas! Cóż ty na to, Holbersie, ty stary szopie?
— Hm, jeśli sądzisz, że nie zetknęliśmy się jeszcze nigdy z żadnym Douglasem, to masz słuszność, kochany Dicku.
— Ale ja to nazwisko znam — wtrącił Treskow. — Hejże, gdyby to był ten Douglas, którego szukam!
— Poszukujecie człowieka o takiem nazwisku? — zapytałem
— Tak. To znaczy, to nazwisko jest jednem z wielu, które on przybierał. Skoro go widzieliście, to może mi go opiszecie, sir?
— Owszem, mogę dać opis bardzo dokładny. Byłem z nim razem przez dwa dni.