Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  483  —

Opisałem postać „generała“, a gdy skończyłem, rzekł Treskow:
— To się zgadza, zgadza się całkiem ściśle. Ażeby się jeszcze upewnić co do niego, potrzebuję jeszcze odpowiedzi na jedno pytanie. Jeśli byliście z nim przez dwa dni, to niezawodnie uderzył was pewien szczegół, dotyczący jego osoby.
— Nie przypominam sobie.
— A jego stan?
— Czy to, że podaje się za generała?
— Czy wobec was także grał tę rolę?
— Tak.
— W takim razie to on napewno. Przyznam się wam w tajemnicy, że przybyłem do Jefferson-City, by go pochwycić. Dowiedzieliśmy się, że prawdopodobnie zwróci się tutaj. Gdzie poznaliście go, mr. Shatterhand?
— Na Llano Estacado?
— Aha! W pustyni?
— Tak. On tam odrazu okazał się złodziejem.
— Jak? Opowiedzcie mi o tem!
Przedstawiłem mu w krótkości ten wypadek.
— Dostał tylko pięćdziesiąt batów? — zawołał Treskow, gdy skończyłem. — To było mało, za mało! On ma daleko więcej rzeczy na sumieniu, niż sądzicie. A gdybyście byli kazali zaćwiczyć go na śmierć, to także nie byłoby go szkoda. Ja go muszę złapać. Będę się starał usilnie wpaść na ślad jego, a potem nie zejdę z jego tropu, dopóki go nie pochwycę.
— Nie zadawajcie sobie trudu, sir! Ślad już znaleziony.
— Przez kogo?
— Przeze mnie.
— Dokąd prowadzi?
— Daleko stąd, bardzo daleko! Tak daleko, że zaniechacie może pościgu.
— Nie obawiam się o to. Sandersa ścigałem na poprzek całego kontynentu, nie cofnę się też przed