Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  454  —

Zdawało się, że jego członki i rysy twarzy tylko niedbale wyciosano z drzewa. Uważał siebie za dowódcę, a towarzysze jego na swój sposób darzyli go szacunkiem.
Rozmawiali o czynach bohaterskich, jakich już dokonali i jeszcze zamierzali dokonać i o majątkach, które mieli i roztrwonili, a teraz postanowili odzyskać. Wychylali szklankę za szklanką, a kiedy pani Thick upominała ich, żeby pili powolniej, zagrozili, że obejmą szynkwas w posiadanie i sami zaczną sobie podawać.
— Jabym to sobie wyprosiła — odparła śmiało gospodyni. — Tu leży rewolwer. Pierwszy, który porwałby się na moją własność, dostałby kulą w łeb.
— Może od ciebie? — roześmiał się buldog.
— Tak, ode mnie!
— Nie ośmieszaj się! Dla takich rąk stosowna jest igła, a nie rewolwer. Czy zdaje ci się naprawdę, że mogłabyś nas przestraszyć?
— Co mnie się zdaje, to was nic nie ochodzi. W każdym razie, ja się nie boję, a gdybym potrzebowała pomocy, to jest tutaj dość gentlemanów, którzy się ujmą za bezbronną wdową.
— Dość gentlemanów? — powtórzył wśród śmiechu szyderczego, wstając z krzesła i wodząc dokoła wyzywającem spojrzeniem. — Niech przyjdą i spróbują, kto na tem gorzej wyjdzie!
Nie odpowiedział mu nikt, a więc i ja nie. Oporu z mojej strony widocznie on się nie spodziewał, bo popatrzył na wszystkich, na mnie zaś nie. Może łagodny wyraz mej twarzy uspokoił go w tym względzie. Ja bowiem należę do tych ludzi, których oblicze potrafi okazać obojętność wtedy, kiedy duch się burzy. Pewien człowiek, który uważał się za wielkiego psychologa, objaśnił mi to w następujących słowach: Gdy duch usuwa się do wnętrza, musi twarz z wierzchu wyglądać głupio.
Widząc, że nikt nie posłuchał wezwania, rozzuchwalił się buldog jeszcze bardziej.
— Przewidziałem to słusznie. Nikt się nie zbliży! — śmiał się. — Chciałbym zobaczyć śmiałka, któryby