nie stracić z oczu. Według jego obliczenia mogli jego ludzie przybyć nad ranem, z gorączkowym więc niepokojem oczekiwał świtu.
Gwiazdy nie troszczą się o życzenia serca ludzkiego, idą obojętnie po drodze, wytyczonej im od milionów lat, ale wkońcu przecież zachodzą, a zwycięzkie światło dnia rzuca na ziemię, powódź swych promieni. Sam Firegun zazdrościł Apaczowi twardego snu i namyślał się nad tem, czy już czas go obudzić, kiedy Winnetou zerwał się sam, spojrzał dokoła siebie bystremi oczyma i położył się znów, przytknąwszy ucho do ziemi. Potem podniósł się napowrót i rzekł:
— Niech mój brat przyłoży ucho do ziemi!
Traper uczynił to i usłyszał bardzo słaby odgłos, zbliżający się do miasta. Syn sawanny posłyszał go nawet we śnie. Winnetou zaczął jeszcze raz nadsłuchiwać.
— Zbliżają się jeźdźcy na zmęczonych koniach. Czy mój brat słyszy rżenie? To zły koń obcego człowieka, który jeździł po wielkiej wodzie.
Miał na myśli kłusaka z Dakoty, na którym jechał Piotr Polter. Sama Fireguna nie zdziwiła ta bystrość Indyanina, bo znał zalety jego bardziej zdumiewające. Powstał pełen oczekiwania i patrzył na skraj zarośli, kryjący oczekiwanych.
Po pewnym czasie ukazali się jeźdźcy. Ja i bratanek kolonela byliśmy pierwsi, a za nami podążał sternik, który, jak zwykle, miał z koniem wiele do czynienia. Potem jechali Dick Hammerdull, Bill Potter i kilku innych. Każdy z nich prowadził na linewce po jednym lub po dwa konie i muły, ciężko obładowane.
— Czy widzicie tam na przedzie to gniazdo? — zawołał Piotr Polter. — Zdaje mi się, że to San Francisko, którego stąd nie poznaję, bo widziałem je tylko z morza.
— Czy widzimy, czy nie, to wszystko jedno — rzekł Hammerdull — ale co ty na to, ty stary szopie, Holbersie?
Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/179
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
— 419 —