Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  410  —

Kazał rozwinąć wszystkie żagle, a okręt, pochyliwszy się na bok, ze zdwojoną szybkością pruł fale morskie. Kapitan wsparł się o maszt i rozkoszował się uczuciem, że ma znów pod nogami pokład znakomitego żaglowca.
Dopiero gdy dzień zaczął szarzeć, a obecność jego na pokładzie była zbyteczna, zeszedł do kajuty. Tam stał jego kufer, a u stropu paliła się lampa.
— Hm — rzekł, rozglądając się z widocznem zadowoleniem po ładnym pokoju — ten Jenner nie jest taki do niczego, jak sądziłam! Urządził się tu wspaniale. Ale przedewszystkiem muszę zobaczyć, czy jest jeszcze moja skrytka, o której nawet Sanders nie wiedział.
Odsunęła na bok lustro i pocisnęła znajdujący się za niem ledwie widzialny guzik. Otworzyły się podwójne drzwiczki i odsłoniły wnęk, w którym leżały najrozmaitsze papiery.
— Zaprawdę, wszystko nienaruszone! Zaraz użyję nanowo skrytki.
Wydobyła klucz i otworzyła kufer. W jednym z przedziałów znajdowały się same rulony złota i paczki banknotów.
Schowała to w skrytce, zamknęła ją potem i zasunęła napowrót lustro. Następnie wyjęła z kufra bieliznę i odzież, którą włożyła do szafy, a potem wydobyła te same drogocenne instrumenta żeglarskie, które jako pani de Voulettre pokazywała porucznikowi Jennerowi.
— Żeby ten porucznik wiedział, dlaczego jego piękna pani zajmowała się temi nudnemi rzeczami! Na Boga! Dzisiejszy figiel to najlepszy w mojem życiu. Ciekawam, co by powiedział na to Sanders, gdyby tu stanął i...
— Woła: brawo — zabrzmiało za jej plecami, a jakaś ręka spoczęła na jej ramieniu.
Odwróciła się z przerażeniem i wpatrzyła się szeroko rozwartemi oczyma w wymienionego przed chwilą.
— Sa... Sa... Sanders! — wyjąkała prawie z krzykiem.