Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  61  —

widowiska, na które zdobyłby się tylko awanturnik. Świadkowie zajścia mogli sobie myśleć, że się boję „męża z Colorado“.
Gdy mój przeciwnik usiadł na swojem miejscu, powiódł wzrokiem dokoła stołu i zapytał:
— Może i z was kto wątpi, panowie, czy jestem Tim Kroner?
Obecni potrząsnęli przecząco głowami, a jeden z nich, który dotychczas nie zabierał jeszcze głosu, odpowiedział:
— Nie mamy powodu, żeby w to nie wierzyć. Ja mogę zresztą zakończyć wasze opowiadanie uwagą, którą chętnie, a może i niechętnie, usłyszycie.
— Jaką?
— Nie zastrzelicie Kanada-Billa.
— Czemu?
— Bo już nie żyje!
All devils! Nie żyje?
Yes.
— Wiecie to napewno?
— Całkiem napewno.
— Gdzież zginął?
— W misyi Santa Lucia obok Sacramento.
— Co go zmiotło? Chyba nie choroba? Ten łotr nie zasłużył na taką śmierć.
— Sianem się nie wykręcił. Zgon swój zawdzięcza człowiekowi, którego nazwisko dopiero co wymieniono.
— Jakie nazwisko?
— Old Shatterhand.
— Co? Old Shatterhand położył kres jego rzemiosłu?
— Tak.
— Jak to się stało, sir?
— To bardzo, a bardzo zajmująca historya, którą powinienbym właściwie drukiem ogłosić, jestem bowiem literatem, panowie, a zaznaczam to wobec tych, którzy tego jeszcze nie wiedzą.
— Opowiedzcież o tem; opowiedzcie! — zawołano dokoła.