Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  56  —

gorejące morze. Teraz było nam wszystko jasne. Jones uwolnił Holmana i obydwaj z zemsty puścili w ruch świder. Na nieszczęście uczynili to w czasie, kiedy świder lada chwila miał przewiercić ostatnią warstwę przed ropą. Ropa wybuchła z szybu, a gazy, które niosła z sobą, zapaliły się od płonącego światła. Zdawało się, że cała atmosfera dokoła nas płonie. Szczęściem nie mogły płomienie dosięgnąć ani nas, ani robotników, gdyż ich mieszkania nie leżały tuż nad rzeką. Mimo to ja pobiegłem na dół, aby zobaczyć, czy nie potrzebują pomocy. Wtem dostrzegłem jakąś postać, która przypatrywała się ogniowi stojąc, a potem popędziła natychmiast, skoro tylko mnie zauważyła. Zachowanie się tej osoby wydało mi się podejrzanem, dlatego puściłem się za nią w pogoń. Im bardziej zbliżałem się do uciekającego, tem dokładniej widziałem, że mu coś w biegu przeszkadza. Nie poruszał rękami. Zdwoiłem szybkość, dopędziłem go i poznałem Holmana z rękami, związanemi jeszcze kajdankami. W jednej chwili pochwyciłem go, przewróciłem i ukląkłem na nim. On próbował się bronić, ale z powodu kajdan niewiele mógł wskórać. Zerwałem chustkę z jego szyi i skrępowałem mu nogi. Zgrzytał zębami z wściekłości, oczy mu się iskrzyły, lecz nie odezwał się ani słowa.
— Dobry wieczór, master — rzekłem do niego. — Przechadzka wasza nie trwała długo. Może mi powiecie, gdzie jest Wiliam Jones?
Holman milczał.
— Dobrze! Znajdziemy go bez waszej pomocy! — odpowiedziałem.
Wziąłem go za kołnierz i powlokłem z powrotem do domu, gdzie go znowu natychmiast zamknięto. Potem rozbiegliśmy się na poszukiwania za Jonesem.
Mieliśmy na to czas, bo ognia i tak nie mogliśmy teraz opanować, ale wszelkie wysiłki okazały się daremnemi. Zbiega nie znaleźliśmy.
Ogień płonął jeszcze przez kilka dni, zanim inży-