Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  53  —

wierzyć, to popatrzcie na te kosztowności, które wam teraz nałożę!
Wziął ode mnie kajdanki, a ja chwyciłem za rewolwer. Holman sięgnął także do kieszeni.
— Precz z ręką, bo strzelam! — zagroziłem.
— Widzicie, że nie potrzebuję udowadniać! — zaśmiał się Lincoln. — Podajcie spokojnie ręce, bo przypominam wam, że czytaliście pełnomocnictwo, które mi was w ręce oddaje. Liczę do trzech. Jeśli do tego czasu nie będą żelaza na waszych rękach, to skosztujecie kuli. Timie, pal na: trzy!
Przystąpił do niego i otworzył kajdanki.
— Raz... dwa...
Holman widząc, że naprawdę zabieramy się do niego, podał ręce Lincolnowi i pozwolił się skuć. Potem zwrócił się Lincoln do Jonesa:
— Pięć minut już upłynęło, pozostaje wam już tylko pięć. Ja nie żartuję. Wynoście się stąd!
Fred Hammer, który wciąż jeszcze trzymał nóż w ręce, położył Jonesowi groźnie pięść na ramieniu i rzekł:
— Jazda, człowieku! Postaram się, żebyście się stąd wydostali bez trudu i bez przeszkody.
Wypchnął go za drzwi, a w kilka minut potem odjechał Kanada-Bill. Wtem wszedł robotnik i zapytał:
— Master Wilmers, czy świder ma dalej pracować? Inżynier zawiadamia, że za kwadrans przyjdzie ropa, jeśli dalej będziemy wiercili.
— Nareszcie! Ale teraz zastanówcie! Muszę najpierw nakazać, żeby nigdzie nie było światła, ani ognia, bo mogłoby być nieszczęście. Wieczór już blizko, dlatego dopiero jutro wypuścimy ropę.
Robotnik wyszedł z tym rozkazem.
Musicie wiedzieć, gentlemani, że gdy świder natrafi na ropę, wybucha ona z ziemi wysokim słupem, a lekkie i niebezpieczne gazy, które najpierw wychodzą, nie powinny napotkać najmniejszego płomienia, bo nastąpiłby straszliwy pożar, który rozszerza się tak szybko, że nic mu się oprzeć nie zdoła.