Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  169  —

I miałem słuszność. Ciemną linię tworzyły krzaki mezkitów i dzikich czereśni, rosnących po obu brzegach rzeki. Nie była ona zbyt szeroka, a w miejscu, w którem się na nią natknąłem, także niegłęboka.
Jechałem zwolna wzdłuż brzegu, szukając z uwagą jakiegoś znaku od Saltersa, który mógł tu przybyć przede mną.
I rzeczywiście! W płytkiej wodzie leżały tuż obok siebie dwa wielkie kamienie, a pomiędzy nimi dość duży konar, wciśnięty w ten sposób, że mała gałąź, znajdująca się na końcu, wskazywała w dół rzeki.
Był to znak umówiony. Jeszcze cztery takie znalazłem w krótkich odstępach. Dowodziły one, że Salters był tutaj i pojechał z biegiem rzeki. Z tych okoliczności, że tropu jego niepodobna już było rozpoznać, a listki gałązek sygnałowych już były zwiędły, wywnioskowałem, że Salters mógł być tu dnia poprzedniego.
Po jakimś czasie skręcała rzeka jeszcze bardziej na północ, zataczając tam łuk. W tem miejscu wskazywała gałąź, wetknięta w piasek nadbrzeżny, kierunek w głąb preryi. Nie pojechał więc dalej wzdłuż rzeki, lecz chciał łuk rzeki przeciąć po cięciwie. Ja uczyniłem oczywiście to samo.
Wtem zauważyłem przed sobą niezbyt wielką, samotną górę, pociętą rozpadlinami. Dojechałem do niej w dobre pół godziny. Szczyt jej był łysy, a podnóża porosłe zrzadka krzakami. Zdziwiłem się też, gdy objechawszy ją, znalazłem na wschodniej stronie kilka grup jaworów wodnych, z których najgrubszy miał pewnie zwyż tysiąc lat. Uderzyło mnie także to, że ziemia była tu skopana na znacznej przestrzeni. Jamy o głębokości kilku metrów, wyrobione motyką i łopatą, wyzierały z tej jednostajnej zresztą powierzchni. Czyżby tu byli ludzie w tych odległych stronach? Na co wykopano te dziury?
Puściłem się dalej, lecz zatrzymałem się niebawem, zauważywszy na trawie ślady stóp. Zsiadłem z konia, by ślady zbadać dokładniej. Przekonałem się, ze po-