— Umiesz przecież obchodzić się z maszyną. Abyśmy nie potrzebowali wracać, nadjedziesz, skoro tylko zobaczysz nasz znak, który damy ogniem. Pojedziesz powoli, tak powoli i ostrożnie, jak tylko można, gdyż pewnie trzeba będzie naprawiać szyny! Ale na drugiego dowódcę, mr. Firegunie, ja się nie nadaję, bo nie jestem westmanem. Poszukajcie sobie kogoś odpowiedniejszego do tego zadania!
— Dobrze, sir! — zgodził się Sam Firegun. — Nie chciałem was pominąć. Znam tu jednak człowieka, który obowiązek swój spełni tak dobrze, jak ja. Jemu możecie ze spokojem powierzyć swoich ludzi. Dicku Hammerdullu, jak sądzisz?
— Jak ja sądzę, to wszystko jedno, kolonelu, ale przypuszczam, że nie postanowicie nic niesłusznego!
— Ja też tak myślę. Czy poprowadzisz drugą połowę?
— Jeśli ludzie zechcą pójść za mną, to chętnie polezę na przedzie. Strzelba moja pomówi rozsądnie z Indyanami, dzięki temu, że mam świeży proch i kule. Ale konie, kolonelu, musimy zostawić. Niech je Sander potrzyma.
— Ani mi się śni! — odrzekł krótko wymieniony. Ja idę z wami!
— Co wam się śni, a co nie, to wszystko jedno, ale skoro nie chcecie, to może to uczynić Piotr Wolf (do dyabła z tem nazwiskiem!)
Ponieważ ten także się opierał, przeto jeden z nieuzbrojonych robotników otrzymał rozkaz pilnowania koni.
Podzielono siły wojenne, a Sam Firegun i Dick Hammerdull stanęli na czele obu oddziałów. Pociąg został na miejscu, a ludzie odeszli. W kilka chwil zapanowała nad okolicą taka cisza, że nawet najlżejszy szmer nie wskazywał, że spokój, zalegający rozległą równinę, kryje w sobie przygotowanie do krwawej rozprawy.
Z początku szli wszyscy znaczną przestrzeń w postawie wyprostowanej. Potem, kiedy zbliżali się do
Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/137
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
— 121 —