Strona:Karol May - Old Surehand 03.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  122  —

przypuszczalnego pola walki, położyli się na ziemi i jeden za drugim lazł po obu stronach nasypu.
— Uff! — zabrzmiało zcicha tuż przy uchu Sama Fireguna. — Niech jeźdźcy konia ognistego leżą tu i zaczekają, dopóki wódz Apaczów, Winnetou, nie wróci!
— Winnetou? — spytał Sam Firegun, podnosząc się do połowy. — Czy czerwony brat zapomniał, jak wygląda postać białego przyjaciela, że go nie poznaje?
Winnetou przypatrzył mu się, poznał go mimo ciemności i zawołał z radością, choć cichym głosem:
— Sam Firegun! Chwała Wielkiemu Duchowi, że dzisiaj pokazał Apaczowi twoje oblicze! Niech pobłogosławi rękę twoją, aby niszcząco spadła na głowy nieprzyjaciół! Czy mój brat przyjechał na koniu ognistym?
— Tak. Złoto, które zawdzięcza przyjaźni Apacza, zawiózł na wschód słońca i wraca teraz, by znaleźć więcej. Czemu czujny brat chciał odejść i powrócić?
— Dusza nocy jest czarna, a duch wieczora ciemny. Winnetou nie mógł poznać swego brata, leżącego na ziemi, ale widział tam na pagórku wojownika, który patrzył, czy nie nadchodzi koń ognisty. Winnetou pójdzie zamknąć oko Ogellallaja, a potem wróci.
W następnej chwili zniknął w ciemnościach nocnych.
Ci dwaj sławni na preryach ludzie, tak różnie wyposażeni przez naturę, a mimo to oddani sobie wzajem w przyjaźni, spotkali się tu po długiej rozłące. Ich natury nie znały owych głośnych objawów radości, jakie się zwykle widzi w takich razach, nadto osobliwa chwila spotkania zajęła ich tak dalece, że nie mogli nawet pomyśleć o hałaśliwem powitaniu, które tylko drogi czas zabiera.
Pomimo ciemności nocnej widać było na leżącem z boku falistem wzniesieniu gruntu postać, która dla bystrego oka westmana zarysowywała się dość wyraźnie. Ogellallajowie postawili zatem strażnika, który miał patrzeć, czy nie zbliża się pociąg. Biały chyba