Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  485  —

— Co mnie obchodzi cały szczep mój, skoro idzie o brata Surehanda! Synowie Komanczów znają tylko nienawiść i zniszczenie, a tu znajdują miłość i łagodność, Czerwoni mężowie zwyciężają tomahawkiem — wy zaś jesteście silni i niezwyciężeni i pokonujecie wrogów przebaczeniem i pojednaniem. Gdzie lepiej: u miłości czy nienawiści? Jestem wam bratem i jadę z wami!
— Dobrze, możesz nam towarzyszyć, lecz nie pojedziemy dziś wieczór, tylko jutro rano. Tych kilka godzin nam nie przepadnie, bo konie muszą wypocząć; potem będą zato o wiele szybsze.
— Ale jeśli Ettersa już nie będzie? — wtrącił Old Surehand zaniepokojony.
— To zostawi nam trop swój, którym podążymy. Nie obawiajcie się! Musimy przedewszystkiem mieć dobre konie. Ja mogę się zdać na mego karego, a koń Apanaczki jest także rączy i wytrwały — przypatrzyłem mu się. Ale jak tam wasz, mr. Surehandzie?
— To doskonałe zwierzę, chociaż niema porównania z waszym ogierem. Ale w ostatnich dniach musiałem go bardzo wysilić, więc wobec wymagań najbliższych dni gotów mi odmówić służby.
— Well, to pojedziecie na koniu Wupy Umugi, którego sprowadziłem z Kaam Kulano.
— Chcielibyście mi go pożyczyć?
— Nie pożyczyć, lecz darować.
— Nawet darować takie cenne zwierzę?
— Weźcie go sobie. Cóż z nim zrobię? Wupie Umugi go nie zwrócę, a sam go nie potrzebuję.
Uścisnął mi rękę i zawołał w zachwycie:
— Przyjmuję go, tak, przyjmuję! Wam nie odmówię przyjęcia nawet tak wielkiego daru, gdyż sądzę, że kiedyś pozwolicie mi zrewanżować się za to. A więc jedziemy dopiero jutro. A teraz chodźmy; muszę pójść do mego nowego konia.
— Ale nie dajcie nic poznać po sobie! Najlepiej będzie, jeżeli nie będziecie rozmawiali z generałem.
Wyszedłszy, zauważyłem, że Winnetou nie było;