Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  483  —

— Była czerwona, jak u wszystkich czerwonych kobiet.
— W takim razie fałszywy jest domysł, który we mnie powstawał. Ale ten drugi będzie trafny. Ten Etters wypędził was z cywilizacyi na dziki Zachód, mr. Surehandzie? On jest w związku z owemi nieszczęśliwemi zdarzeniami, które odebrały wam wiarę w Boga i ufność?
— Tak — odpowiedział. — Odgadliście to.
— A czy sądzicie rzeczywiście, że on znajduje się teraz w forcie Terzel?
— Jestem tego pewien.
— I chcecie się tam udać rzeczywiście?
— Muszę, muszę!
— Kiedy?
— Jeszcze dzisiaj wieczorem! Nie mogę stracić dnia, ani godziny, ani chwili. Ścigałem już tego łotra sto razy, często całymi tygodniami, ale nie mogłem go schwytać. Znałem tylko jego nazwisko i czyny. Teraz dowiaduję się tak nagle i niespodzianie, gdzie go można znaleźć, że zrozumiecie, iż nie będę miał ani minuty spokoju. Ja muszę jechać!
— Miejmy nadzieję, że generał was nie okłamał; ja mu nie ufam.
— Ależ rozważcie całą sprawę, sir! Jakiż zamiar mógłby mieć w tem kłamstwie?
— Żeby wywieść was w pole.
— Nie. Ja wierzę jego słowom jadę do fortu Terzel.
— Sam?
— Sam; przecież nie mam towarzyszy.
— Jednego będziecie mieli.
— Kogo?
— Mnie.
— Co? Was? — spytał z radosnem zdumieniem. Chcielibyście jechać ze mną?
— Tak, jeśli mnie z sobą weźmiecie.
— Czy was wezmę? Co za pytanie! Chciałbym ciągle a ciągle być z wami, nawet w zwyczajnych