Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  471  —

— Tak.
— Uff! Guślarz nie śmie o tem wiedzieć.
— Dlaczego?
— Bo obije matkę.
— Ah!
— On ją bije. Dzielny wojownik jest za dumny na to, żeby się porwać na kobietę, on jednak bije ją, ilekroć usłyszy te słowa. Nie mogę mu więc powiedzieć, że znasz je od niej.
— A od kogóż miałbym je słyszeć?
— Od którego z naszych wojowników; wszyscy oni znają te słowa, bo słyszeli je często.
— Hm! To szczególne! — rzekłem w zamyśleniu. Paliłeś ze mną fajkę braterstwa; czy wierzysz mi, że mam względem ciebie dobre zamiary?
— Tak.
— Czy będziesz wobec mnie szczerym, ale tak naprawdę szczerym?
— Będę.
— Czy kochasz tego guślarza, swego ojca?
— Nie.
— Ale miłujesz jego żonę, a swoją matkę?
— Bardzo.
— Czy ona go miłuje?
— Tego nie wiem. Ucieka przed nim, bo jej dusza z niej wyszła.
— Czy widziałeś ją jeszcze z duszą?
— Nie — utraciła ją, kiedy byłem jeszcze małym chłopcem.
— Czy guślarz jest Nainim?
— Nie.
— Więc mnie okłamał.
— Czy powiedział ci, że jest Nainim?
— Tak.
— To nieprawda. On przybył do Nainich z innego szczepu.
— Z którego?
— Tego nie wiem, bo nikomu tego nie mówi.