Strona:Karol May - Old Surehand 02.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  462  —

— Leży tam obok Wupy Umugi.
— Aha! Jego odzież i czupryna wskazują na to, że to guślarz Komanczów.
— Tak jest.
— Czy on ma żonę?
— Tak, moją matkę.
— Będziesz moim przyjacielem i bratem, więc nie zdziwisz się, że zapytam się o matkę. U nas, chrześcijan, panuje zwyczaj, że mówiąc z synem, myśli się równocześnie o tej, która nosiła go pod sercem. Czy matka twoja ma się dobrze?
— Ciało jej zdrowe, ale duszy w niej już niema, gdyż odeszła do Wielkiego Manitou.
Chiał w ten sposób powiedzieć, że matka jest obłąkana. Byłbym chętnie dowiedział się o niej czegoś więcej, ale nie mogłem dalej badać tego tematu, nie chcąc zwrócić na siebie uwagi. Nie byłbym też miał teraz czasu na to, gdyż od północy ujrzeliśmy nadjeżdżających jeźdźców z końmi jucznymi. Byli to pierwsi Apacze, wiozący wodę. Połączenie z oazą zostało zatem dokonane szczęśliwie, i od tej chwili mogliśmy liczyć na nieustanny dowóz wody.
Byliśmy wprawdzie także spragnieni, ale jeńcy oczywiście daleko więcej, więc uwzględniliśmy ich najpierw. Wprawdzie zawartość worów nie wystarczyła na wielu, ale ponieważ posterunki rozstawne wciąż były czynne, przybywały ciągle dalsze posyłki. W ten sposób mogliśmy wkońcu nawet konie zaspokoić o tyle, że zdołały wytrzymać drogę powrotną.
Po rozdziale wody odbyła się ceremonia kalumetu, którą Apanaczka zobowiązał się nam do wiecznotrwałej przyjaźni, ja zaś miałem do niego pełne zaufanie, że nie uczyni tak, jak Sziba Bigh, który mi się raz sprzeniewierzył.
Musieliśmy oczywiście wracać do oazy już choćby tylko dla wody, której potrzebowało tylu ludzi i koni. O dostatecznem napojeniu nie było mowy, zwłaszcza zwierząt, i to też nagliło nas do powrotu. Postano-