Strona:Karol May - Old Surehand 01.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  189  —

dopóki nie sprowadzą Lisa i Murzynki. Potem wszyscy troje mają zginąć śmiercią męczeńską.
— Tak daleko nie dojdzie; ja się o to postaram.
Bob musi wyjść na wolność. Ja tam zaraz pojadę.
Zerwałem się w rozdrażnieniu, chociaż zresztą niełatwo mię rozdrażnić. Wszyscy byli zdziwieni — a najbardziej Apacz, gdyż czerwony gardzi czarnym bardziej, aniżeli biały; ale nie śmiał nic na to powiedzieć. Dla dawnego cowboya, Old Wabble’a, stał Murzyn także tak nizko, jak pies, więc nie mógł milczeć.
— A wam co, sir? — zapytał. — Zdaje mi się, że ten Bob wyprowadza was z równowagi.
— Nie on, lecz ta okoliczność, że jest w niewoli u Komanczów i że mają go zabić.
— Pshaw! Czarny, nigger!
— Nigger? Chcieliście powiedzieć Negr.
— Nigger, powiadam. Nigdy w życiu nie wymawiałem tego słowa inaczej.
— Bardzo żałuję! Zdaje mi się, że Murzynów nie zaliczacie do ludzi.
— Naturalna historya wymienia ich wprawdzie międy sortami ludzi, więc naukowo są nimi, ale, my God, jakimi!
— Przynajmniej takimi, jak wszyscy inaczej zabarwieni.
— Pshaw! Nigger jest stworzeniem tak nizkiem, że właściwie nie warto bynajmniej mówić o nim.
— Czy to rzeczywiście wasze zdanie?
— Yes.
— W takim razie ubolewam serdecznie, gdyż twierdzeniem tem dowodzicie, że stoicie jeszcze o wiele niżej od niggra.
— All devils! Czy to na seryo, sir?
— Zupełnie seryo!
— W takim razie ubolewam tak samo, jak wy. Człowiek kolorowy nie jest nigdy prawdziwym człowiekiem, bo Bóg nie naznaczyłby go barwami.