Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Obawiam się czego innego, emirze... Czy wszyscy twoi żołnierze znają go osobiście?
— Nie.
— Jest zatem możliwe, że Ibn Asl podał się za kogo innego, i łatwo wprowadził w błąd asakerów...
— Masz słuszność, trzeba się pośpieszyć.
— Może lepiej będzie, gdy ja pójdę naprzód, bo im wcześniej będę na miejscu tem lepiej.
— A więc idź i weź Ben Nila, a ja, o ile możności, przyśpieszę pochód!
Okazało się, niestety, że obawy moje były uzasadnione. Przybywszy z Ben Nilem na północny stok góry, spostrzegłem odrazu, że stało się coś, co nie powinno się było stać. Tuż niedaleko miejsca, na którem pasły się wielbłądy, zauważyłem pięciu ludzi, a dalej, gdzie koryto wrzynało się wgłąb góry, znajdowała się grupa ludzi, co wróżyło, że stało się coś złego. I tu było również pięciu. Dwu z nich leżało na ziemi, a tamci pochylali się nad nimi. Zobaczywszy mnie jednak, stanęli wyprostowani, czekając, dopóki się nie przybliżę. Byli to: przewodnik fesarski i askari, któremu powierzyłem komendę, oraz jeden z asakerów. Zdaleka już wywnioskowałem z ich zachowania się, że stało się nieszczęście,
— Co się tu stało? — zapytałem — Dlaczego ci dwaj leżą na ziemi?

73