Strona:Karol May - Niewolnice.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a niedługo potem zobaczyłem jasne postacie na ciemnem tle. Były to białe haiki łowców. Zeszedłem więc do kryjówki, zawiadomiłem porucznika o przybyciu oczekiwanych, zaleciłem milczenie i ostrożność, kazałem obu jeńcom zawiązać usta, ażeby karawany niewolników nie przestrzegali głośnemi okrzykami, a sam zeszedłem po skalnych stopniach na stanowisko, z którego i tym razem miałem zamiar podsłuchać rozmowę przeciwników.
Światło księżyca nie dochodziło do wnętrza wadi, a gwiazdy migotały tak słabo, że tam na dole panowały nieprzejrzane ciemności.
Z przeciwległego brzegu odzywało się coś, jakby świergot jaskółek, przerywany od czasu do czasu głosem głębszym. Ten świergot, były to dolatujące zdala głosy niewolnic, a wpadający chwilami bas, był głosem przewodnika, prowadzącego wielbłądy po spadzistej ścieżce.
Głosy zbliżały się, karawana dosięgła dna wadi, poczem zwróciła się wprost ku

86