Strona:Karol May - Na granicy tureckiej.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   9   —

być nietrudno, a ja z zasady niespodzianek żadnych nie lubiłem.
Po powrocie zastałem Omara otoczonego przez tych pięciu, którzy skorzystali widocznie z mojej nieobecności, aby wypytać chłopca o moje stosunki i wartość mojej kieszeni, która interesowała ich mocno. Omar, sprytny i obrotny, a przytem obdarzony prawdziwie wschodnią wyobraźnią, musiał mnie przedstawić jak jakiegoś półboga, bo przy wejściu powitał mnie okrzyk takiej radości, jakby mnie tych pięciu oddawna znało i kochało nad życie.
Abdahan effendi ofiarował mi gościnę u siebie bezpłatnie i, wiedząc już od Omara, że jestem zapalonym myśliwym, prosił mnie, abym zechciał zapolować w jego lasach na niedźwiedzie, które się tutaj niezbyt dawno pojawiły i wiele mu szkód wyrządzają.
Była to dla mnie tak silna pokusa, że, nie wahając się ani chwili, obiecałem effendiemu uwolnić go od tych niepożądanych gości.
Uradowany Abdahan podniósł się z trudem ze swego miejsca i poprowadził nas do przeznaczonych dla nas pokojów.
Były to owe dwa pokoje gościnne na pierwszym piętrze, do których wchodziło się przez zewnętrzne schody i płaski dach domu. Oba pokoje podobały mi się bardzo, gdyż dawały widok na wszystkie cztery strony świata, a przytem miały