Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Maskarada w Moguncji.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chwilowo wdrażać tej sprawy na drogę służbową. Naskutek tego Platen miał opowiedzieć jego żonie przebieg pojedynku, podczas gdy sam minister słyszał wszystko w sąsiednim pokoju i mógł powziąć decyzję. Ta okoliczność, że zawołano jego, sekundanta Kurta, kazała wnosić, że stało się to przez wzgląd na młodego huzara.
— Powiadają, że zna pan podporucznika Ungera z huzarów gwardji? — zaczęła ministrowa.
— Mam honor być jego przyjacielem — odpowiedział Platen.
— Ach, więc dobrze mnie poinformowano. Pozwoli pan, że nie będę obwijała w bawełnę! Ten podporucznik pojedynkował się dzisiaj rano?
— Owszem. Nie proszono mnie o dyskrecję.
— Z kim więc?
— Ze swoim pułkownikiem i z podporucznikiem Ravenowem ze swego szwadronu.
— A z jakim wynikiem?
— Ravenowowi odrąbał prawą rękę, pułkownikowi zmiażdżył. Obaj przeto nie mogą służyć nadal.
— Mój Boże, co za nieszczęście! Opowiadaj pan!
Platen opowiedział o zmowie oficerów, o przyjęciu, jakiego Kurt doznał, o oburzającem względem niego postępowaniu i o męskiem, rozsądnem reagowaniu osaczonego. Mówił prawdę i, jako przyjaciel, nie rzucił najmniejszego cienia na Kurta. Kiedy skończył, ministrowa rzekła z zainteresowaniem:
— Dziękuję panu, panie podporuczniku. Pański przyjaciel jest niezwykłym człowiekiem. Sądzę z tego, co słyszałam od pana, że oczekuje go świetna przy-

22