Strona:Karol May - Maskarada w Moguncji.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co to było? Co ja uczyniłam! O mój Boże, tego nie mogę opowiedzieć mamie, nie, nigdy, nigdy!
Szła po swoim pokoju, dopóki wreszcie nie zapukano i dopóki nie musiała wpuścić służącej. Dziewczyna zdziwiła się wielce, że panienka już nie śpi. Zdumienie jej nie miało granic, skoro, wszedłszy do sypialni, zobaczyła, że posłanie jest nietknięte.
— Mój Boże, wcale panienka nie spała?
— Nie — brzmiała odpowiedź. — Przynieś mi czekoladę, a potem wyjeżdżam.
Była godzina ósma, pora za wczesna na wizyty, kiedy służący pomógł Różyczce wsiąść do powozu.
— Do ministra spraw wojskowych — rzuciła stangretowi.
Powóz ruszył, podczas gdy Kurt śnił najpiękniejsze marzenia, które miał później opowiedzieć Różyczce. — —
Jego Ekscelencja nie przyjmował jeszcze. Trzeba było czekać — stangret na ulicy, a Różyczka w salonie, służący bowiem nie ośmielił się zostawić jej w przedpokoju.
Skoro minister wstał, zameldowano mu, iż domaga się rozmowy z nim niejaka panna Sternau tak natarczywie, że ośmieliła się niepokoić Jego Ekscelencję o tak wczesnej porze. Minister znał dobrze to nazwisko. Ubrał się czem prędzej i wyszedł do niej.
Służący w przedpokoju słyszał długie opowiadanie interesantki, po którem nastąpiła ożywiona rozmowa. Panna Sternau opuściła gabinet ministra z twarzą rozpromienioną radością i zwycięstwem. Jego Eksce-

20