Strona:Karol May - Maskarada w Moguncji.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Obejrzał trappera napół zdumionym, napół rozweselonym wzrokiem.
— Do pioruna, co za straszydło przyprowadziłeś? — zapytał z uśmiechem komisarza.
— Żywa zagadka, której rozwiązanie wnet nastąpi, — odpowiedział zapytany, poczem zwrócił się do trappera: — Powie mi przedewszystkiem, kim właściwie jest?
Myśliwy wzruszył ramionami.
— Przedewszystkiem muszę wiedzieć, czy jest pan człowiekiem, któremu mogę udzielić informacyj.
— Niech piorun trzaśnie! Czy nie słyszał, że jestem komisarzem?
— Tak; ale nie wierzę.
— To wesołe. Czemu wątpi?
— Ponieważ myślę, że komisarzem może być tylko człowiek, który potrafi uprzejmie rozmawiać z ludźmi.
— Tak? A zatem jestem nieuprzejmy wobec niego?
Hm! Chcę tylko zwrócić uwagę, że jestem przyzwyczajony traktować ludzi tak, jak mnie traktują. Odtąd będę tak do pana mówił, jak pan do mnie. A więc niech wybiera między on a pan.
Były wojskowy gładził brodę.
— Przeklęty chłystek! — rzekł. — Co to za puzon? Zapewne muzykus uliczny.
Komisarz odpowiedział z uśmiechem:
— A więc artysta! Uszanuję to stanowisko i chwilowo będę się posługiwał szanownym pan. — I, zwraca-

128