Strona:Karol May - Maskarada w Moguncji.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeśli pan posiada odpowiednie kompetencje, jeśli będzie mnie pan pytał uprzejmie — nie odmówię odpowiedzi.
Komisarz roześmiał się szyderczo.
— No, odpowiednie kompetencje posiadam, a uprzejmym będę wobec niego, o ile to uznam za właściwe. Co dźwiga w tym worku?
— Strzelbę.
— Broń? Ach! Czy ma pozwolenie?
— Tak.
— A w tym worku?
— Rozmaite rzeczy.
— Niech wyliczy!
— Kto chce wiedzieć, co mam w worku, niech sam zajrzy! Zresztą, pozwalam sobie zapytać, czy tutaj jest pokój, przeznaczony na przyjęcia? Powiedziałem już, że gotów jestem odpowiadać, ale nie wobec wszystkich. Nie dziw, że uchodzę za opornego.
— A więc niech wejdzie!
Komisarz, mówiąc to, wrócił do swego gabinetu i skinął na policjanta, aby przyniósł plecak i broń.
Sępi Dziób wszedł za nim. W pokoju ujrzał człowieka, tak podobnego do komisarza, że nietrudno było odgadnąć w nich braci. Miał długą, wypielęgnowaną bródkę i wyglądał na wojskowego, mimo, że nosił ubiór cywilny. W oczy rzucało się jego prawe ramię. Z rękawa sterczała rękawiczka glacé, po której znać było, że nie okrywa żywej ręki. Był to dawny podporucznik huzarów gwardji v. Ravenow, który przed czterema miesiącami stracił w pojedynku z Kurtem prawą rękę.

127