Strona:Karol May - Maskarada w Moguncji.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale ja nie! — krzyknął Ravenow. — Zostałem ciężko znieważony. Nie traćmy słów na próby pojednania.
— A więc nic więcej dorzucić nie mogę. Byłem gotów wysłuchać pana majora. Proszę to wziąć pod uwagę — powiedział Kurt.
— Tchórzem jest każdy, kto oświadcza, że gotów odstąpić od pojedynku, — rzekł Ravenow, podnosząc szablę. — Zaczynamy!
Kurt podniósł swoją. Obaj sekundanci wyciągnęli szpady i stanęli u boku swoich klientów. Walka mogła się rozpocząć na znak dany przez majora v. Palma. Naraz usłyszano głos Różyczki:
— Poczekajcie jeszcze chwilę, panowie. Zanim się rozpocznie, muszę zapytać podporucznika Ravenowa, czy wciąż jeszcze twierdzi, że mnie odprowadził do domu?
Ponieważ oczy obecnych skierowały się na niego, zmuszony był odpowiedzieć. Rzekł szyderczo:
— Dam odpowiedź szpadą. Na takie pytania odpowiada się tylko krwią!
Obaj przeciwnicy zajęli stanowiska. Kurt stał spokojny i opanowany. Ravenow zagryzał wargi; nozdrza mu lekko drgały. Chwila była poważna.
Major podniesieniem ręki dał znak do rozpoczęcia.
Ravenow natarł odrazu tak gwałtownie, jakgdyby miał przed sobą słonia. Aliści Kurt z łatwością odparował ten cios. Z szybkością myśli nastąpił teraz cios Kurta tak silny, że szabla wyleciała z ręki Ravenowa.

8