Strona:Karol May - La Péndola.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ślepą latarkę, ale ostrożnie, aby żaden promień światła nie przedostał się na górę.
Unger spełnił polecenie. Zobaczyli teraz przy słabym blasku latarki kilka metalowych trumien. Na jednej z nich, która stała tuż przy wejściu, złotemi zgłoskami wyryty był napis:

Fernando,
hrabia de Rodriganda y Sevilla.

Sternau wskazał ręką na napis i zaczął badać śruby, któremi przymocowano wieko.
— Co teraz zobaczymy? — szepnął Mariano.
— Albo nic, albo też szczątki stryja pańskiego Fernanda — odparł Sternau.
— Trwoga mnie zdejmuje — rzekł Mariano. — Pomyśleć tylko: porwany bratanek stoi przed trumną swego stryja.
— Nie porywamy przecież trupa, nie bezcześcimy zwłok. Stoimy tutaj jako zastępcy sądu śledczego i za każdy uczynek możemy odpowiedzieć przed Bogiem i przed sumieniami naszemi. Tak, teraz otworzymy trumnę.
Przyłożyli do śrub narzędzia. Kiedy puściły wreszcie, wykręcili je bez trudności. Wszyscy trzej stali w uroczystem wyczekiwaniu.
— No, teraz, w imię Boże, odsłonimy wieko — rzekł Sternau.
Po tych słowach podniósł wieko; wypadło mu jednak z ręki i zatrzasnęło się napowrót, wydając ciężki, ponury dźwięk.
— To umarły broni się przed zakłócaniem spokoju — szepnął Mariano.

126