iż położenie majątku wam odpowiada. Skonfiskowałem hacjendę Vandaqua na rzecz państwa i daję wam w dzierżawę.
— A właściciel? — zapytał Arbellez z przerażeniem.
— Zginął od mojej kuli, gdyż był zdrajcą. Rodzina jego musiała opuścić hacjendę. Decydujcie się więc prędko, sennor.
— Jeżeli tak rzecz wygląda, zgadzam się, ale...
— Niema żadnego ale. Przynieście papieru; spiszemy co należy.
Jak wszystko, do czego Juarez przykładał rękę, i ta sprawa załatwiona została w błyskawicznem tempie i porządku wzorowym. Skończywszy pisanie, Juarez rzekł:
— Ten oto sennor, to rotmistrz Verdoja. Zamieszka u was przez parę dni ze szwadronem ułanów. Czy będziecie im mogli dać utrzymanie?
Arbellez skinął głową na znak zgody, choć chętnieby odmówił.
— Żołnierze przybędą tutaj około wieczora. Zajmijcie się nimi, a później przedłóżcie rachunek rotmistrzowi Verdoji. Bądźcie zdrowi.
Wstał i skierował się ku drzwiom. Oficer ruszył za nim. Niebawem oddział cały pomknął galopem, zostawiając mieszkańców hacjendy w zdumieniu.
Dlaczego sąsiad musiał umrzeć? Dlaczego właśnie Arbellez miał zostać dzierżawcą jego hacjendy? A więc ten człowiek, co tu był przed chwilą, to Juarez, wielki Indjanin, przed którym drży cały Meksyk, który dla jednych jest przedmiotem miłości, dla innych nie-
Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/61
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
59