Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

więc zmiarkował, że są niedaleko wąwozu. Nagle Miksteka przystanął i rzekł:
— Obóz wpobliżu. Unikajcie hałasu.
Sternau nie odpowiedział ani słowa, w milczeniu postępując za swym przewodnikiem. Po pewnym czasie Bawole Czoło położył się brzuchem na ziemi, wskazując Sternauowi, aby go naśladował. Zaczęli pełzać powoli, w zupełnej ciszy, aż usłyszeli czyjeś głosy.
Dowlekli się na brzeg głębokiego wąwozu o ścianach tak stromych, że niepodobna było wspiąć się na ich zbocza. Wąwóz ten miał około ośmiuset kroków szerokości, a blisko trzysta długości. Na dnie płynęła woda; nad brzegiem strumyka leżało w trawie dziesięć uzbrojonych postaci. U wejścia do wąwozu i u wylotu stały warty. Sternau jednem spojrzeniem obrzucił wąwóz, poczem szepnął:
— Widzieliście trzy razy po dwanaście wojowników?
— Tak.
— Jest ich tylko dziesięciu. Reszty niema.
— Poszli zapewne na zwiady.
— Albo na rabunek.
Sternau nadstawił ucha. Rozmawiano tak głośno, że słychać było każde słowo. Widać ludzie ci czuli się tutaj bezpieczni.
— A ile mieliśmy otrzymać na wypadek schwytania ich? — zapytał jeden. — Dziesięć pesów od głowy? Suma wystarczająca. Niewarci tyle dwaj Niemcy i jeden Hiszpan.
Sternau zorjentował się, że mowa o nim i jego towarzyszach

23