Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy będzie można usunąć drzazgę?
— Tak.
— Więc usuń ją w tej chwili.
— Mam przecież związane ręce.
— Rozwiążcie go — rozkazał Verdoja.
— A jeżeli ucieknie? — wtrącił Enrico.
— Zwarjowałeś? — zapytał Pardero. — Trzynastu nas; jakżeby uciekł? Utwórzcie koło i weźcie go w środek.
Tak się też stało. Gdy Sternau wypowiedział słowa, zrozumiałe tylko dla Ungera, ten chrząknął na znak, że je pojął. Sternau mógł więc działać.
— Nie mogę ująć drzazgi palcami — rzekł. — Dajcie mi sztylet.
Otrzymał sztylet. Był teraz wolny od więzów i miał broń w ręku. Ale jak dostać strzelbę i naboje?
Dookoła obozu pasły się konie. Karabiny były ustawione w piramidy. U pasa Verdoji zwisało coś w rodzaju torby, służącej mu za kasę, obok niej zaś torby z kulami i prochem. W przeciągu sekundy Sternau miał plan gotowy.
Przyjrzał się sztyletowi — był cienki, ostry. Podszedł więc do Verdoji i położył mu rękę na głowie. Oczy wszystkich były teraz skierowane na Verdoję i Sternaua.
— Otwórzcie chore oko, a zamknijcie zdrowe, — rozkazał Sternau.
Chciał, aby Verdoja nic nie widział.
Eks-rotmistrz usłuchał polecenia; Sternau zbliżył sztylet do jego twarzy. Nagle skierował rękę nadół. W okamgnieniu odciął torbę do pasa Verdoji i wziął ją w zęby, aby mieć ręce swobodne. W tejże chwili chwy-

160