Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Otworzono główną bramę i wniesiono Sternaua. Zalegał gęsty mrok, nie można więc było zobaczyć, czy oczy ma otwarte, czy też zamknięte; przez cały czas jednak leżał bez ruchu.
Wyniesiono jeńców za bramę; każdego z nich dźwigało dwóch ludzi. Jeden z napastników został, aby zamknąć bramę, a następnie przeskoczyć przez płot i przyłączyć się do towarzyszy. Rabusie przybyli do hacjendy przed godziną; w dwa kwadranse później byli już w lesie przy koniach.
Dla jeńców przeznaczono pięć wierzchowców; dwa miały siodła damskie. Przymocowano ofiary do koni; teraz okazało się, że Sternau odzyskał przytomność.
Trzynastu napastników utworzyło pięć grup. Ungera, Mariana i Sternaua prowadziło po trzech ludzi; Verdoja i Pardero dobrali sobie po jednym. Rozdzielili się i ruszyli w różnych kierunkach. Tym podstępem pragnęli utrudnić pogoń. Dopiero po całodziennej podróży miały się połączyć dwa oddziały, po dwóch dniach dwa następne. Miejsca spotkania wyznaczono zgóry. Każdy ze zbojów na kilka dni przed napadem zbadał dokładnie drogę, którą wypadało mu przebyć; trudno więc było wątpić w powodzenie wyprawy. Dwie tylko okoliczności mogły pokrzyżować plany. Z powodu rozdrobienia Verdoja narażał się na niebezpieczeństwo, że go właśni ludzie oszukają, ponadto, w razie napadu, trzech zbrojnych mniej jednak znaczy, aniżeli trzynastu.
Verdoja uświadomił to sobie dopiero następnego ranka, przy pierwszym postoju. Miał obok siebie Emmę, resztę jeńców powierzył porucznikowi i Meksykanom.

155